Gdy rodzi się pytanie o sens firewalkingu...

  Organizując warsztaty „chodzenia po rozżarzonych węglach” bardzo często słyszę pytania dotyczące sensu tego co robimy. Brzmią one mniej więcej tak:
„Jak to jest, że dwóch dorosłych gości biega po ogniu i namawia jeszcze do tego postronnych ludzi?”

    Odpowiadam wtedy, że po pierwsze nikogo nigdy nie namawialiśmy do tego, każdy robi to dobrowolnie i jest to jego świadoma decyzja. Po drugie nie ma znaczenia, czy ktoś jest dorosły, czy nie. Najmłodsza osoba która chodziła razem z nami miała mniej niż 10 lat a najstarsza była „grubo” po siedemdziesiątce.
    Albo:
„ Co mi to da, że po tym przejdę? Skoro widzę, że Wy to robicie, to wiem, że można to zrobić i jest to bezpieczne. Nie robi to na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia.”
   
    No właśnie, kluczowe pytanie: „Co mi to da?” Przyzwyczailiśmy się, że przed podjęciem jakichś działań z góry zakładamy, że będziemy mieć z tego profity. Pytanie, czego oczekujesz? Nie potrafię Ci odpowiedzieć co zyskasz, ponieważ każdy zyskuje coś innego. Są osoby doszukujące się głębszego sensu, przeżywające całą ceremonię i to jest świetne doświadczenie, które prawdopodobnie zapamiętają na długo. Zdarzają się jednak osoby, dla których jedyną motywacją do przejścia są niepowtarzalne fotki i możliwość pochwalenia się nimi na Facebooku. Taki człowiek prawdopodobnie  nie będzie zastanawiał się nad sensem tego co właśnie robi.
    Każde warsztaty są inne i przeżywa się je zupełnie inaczej niż te, które organizowaliśmy do tej pory. Olbrzymie (o ile nie największe) znaczenie ma energia grupy. Nastawienie ludzi do tego w czym właśnie uczestniczą, jak przeżywają to, co za chwilę mają zrobić. Przed wejściem na ścieżkę, wiele osób odbiera ją jako przeszkodę. Coś, czego teoretycznie nie da się pokonać. Całe życie powtarzano im przecież, że ogień parzy i jeśli postawią gołą stopę na żar którego temperatura sięga prawie 700 stopni Celsjusza, to lepiej żeby nie planowali nic na jutro a jeszcze lepiej zaklepali sobie miejsce w najbliższym szpitalu. Napotykając na przeszkody w życiu codziennym, które też wydają się nie do pokonania, bardzo często rezygnujemy z walki tylko dlatego, że nie wierzymy w sukces. Nie widzimy rozwiązania. Czy to będą problemy finansowe, czy choroba moja lub kogoś z moich najbliższych, czy właśnie przejście po ogniu, zadajmy sobie podstawowe pytanie:
CO TERAZ Z TYM ZROBIĘ?
    W jaki sposób poradzę sobie z tym problemem, tak aby powstało coś wartościowego lub aby ochronić inne wartości ważne dla mnie? Ufaj swoim przeczuciom i dokonuj wyborów. Po prostu działaj. To jaka jest moda, na co wskazuje tradycja, to co mówią lub robią inni potraktuj tylko jako wskazówki. Pamiętaj, że chodzenie po ogniu nie jest żadnym cudem! To, czy wejdziesz na ścieżkę zależy tylko od tego, czy uwierzysz, że możesz to zrobić. Że pokonasz swój lęk i obawy. W ilu sytuacjach życia to właśnie one ograniczają Cię i uniemożliwiają działanie?
    Jeżeli rzeczywiście czegoś chcę, mam wtedy poczucie, że mogę i potrafię to zrobić. Ponadto widzę w tym wartość i mam chęć na to, aby to robić. W życiu bardzo często patrzę na spotykające mnie trudności przez pryzmat Firewalkingu. Pokazując uczestnikom, że można bezpiecznie przejść po rozżarzonych ogniach dajemy im szansę aby zaufać drugiej osobie i uwierzyć, że można zrobić coś, co do tej pory wydawało się niemożliwe.